Jesienna wycieczka WUTW do Zakopanego
była dla wielu z nas podróżą sentymentalną. Jak
dobrze nam zdobywać góry i młodą piersią chłonąć świat… Tak śpiewaliśmy w
drodze, bo każdy z osobna pamiętał to miejsce z czasów swojego dzieciństwa i
młodości. Jakże inaczej patrzy się wtedy na świat… Góry, ich ogrom,
monumentalizm, potęgę i nieokiełznanie - wrażenia, które niezależnie od wieku,
od kondycji, od doświadczeń piechurskich – chce się przeżywać, a Tatry po
prostu… zdobywać. Tym razem nie było inaczej.
Zakopane odkrywaliśmy jednak pod nowym hasłem. Poza
nieodzownym walorem geograficznym i krajobrazowym, Zakopane jest przede
wszystkim prawdziwą kolebką polskiej kultury przełomu XIX i XX wieku. Górskie
miasteczko, oddalone od Krakowa o zaledwie dwie godziny drogi, stało się w
czasach przemian kulturowo-społeczno-gospodarczych w burzliwych czasach
począwszy od lat 90. XIX i początku XX wieku, aż do czasów powojennych,
miejscem, gdzie najpełniej rozkwitła polska literatura i myśl o kulturze. Mowa
o młodopolskiej i późno-modernistycznej tradycji na kartach zakopiańskiej
historii. I my uwiedzeni legendą Tetmajera, Witkacego, Staffa, Tuwima,
Wyspiańskiego i wielu innych, podążyliśmy w sentymentalną podróż za
młodopolanami.
Prawdziwym przedmurzem dla rozwoju epoki Młodej Polski,
miejscem narodzin, edukacji i życia wielu znanych twórców przełomu XIX i XX
wieku był Kraków. Dawna Stolica Królów Polskich przywitała nas słońcem i
gościła w życzliwych murach Zamku Królewskiego na Wawelu, gdzie zwiedzaliśmy
wspólnie część komnat królewskich z imponującą kolekcją zabytków świadczących o
wielowiekowej świetności polskiej monarchii. Wawel, dla wielu z nas miejsce,
które odwiedziliśmy po latach, okazał się nieodkrytą perełką. Najnowsze prace
archeologiczne, badania antropologów i historyków, odkrywają nowe i nieznane
dotąd fakty. Kolejny powód by wrócić tam za jakiś czas.
Zakopane przywitało nas zmienną i kapryśną aurą – deszcz i
mgły przesłoniły widok na Tatry. Niepocieszeni, ale absolutnie nie zrezygnowani
wykorzystaliśmy górskie powietrze, by naładować nasze miejskie płuca zimnym,
czystym i zdrowym powietrzem z serca polskich gór. Tetmajer zwykł mawiać, że
nie ma w Polsce miejsca, gdzie polskie serce bije mocniej, krew w żyłach płynie
szybciej, a łza w oku kręci się bardziej, niż u szczytu samych Tatr. Może też
dlatego od początku czuliśmy, że góry, niezależnie od aury, są dla nas
wyzwaniem, przygodą ale także miejscem relaksu i wsłuchania się w samych
siebie.
Sprzyjała temu piesza wędrówka do Doliny Białego, którą
odbyliśmy w deszczu, spotkanie z góralskim folklorem w deszczowy wieczór, który
spędziliśmy wspólnie w jednej z zakopiańskich karczm.
Urokliwe miasteczko powitało nas wernisażem i wieczorem
poetyckim w domu Sztaudyngera, gdzie swoje zdolności oratorskie i świetną
pamięć prezentowali słuchacze naszego Uniwersytetu, wygrywając przy tym
unikatowe wydanie dzieł pisarza.
Odwiedziliśmy willę Kasprowiczów z mauzoleum Marusi
Kasprowiczowej. Tam przekonaliśmy się, że polska kultura i literatura nie mają
sobie równych. Bogowie nie lubią ludzi
szczęśliwych… to motto pozostało w naszej pamięci po odwiedzinach domu, w
którym Jan Kasprowicz spędził najwspanialsze lata swojego życia.
Nie brakowało także czasu dla zakopiańskiej cyganerii –
Witkacy i wystawa w muzeum w willi Oksza pozostawiło w nas wrażenie iście
młodopolskie – tam zobaczyliśmy, jak rodzi się legenda.
Nie było czasu na nudę, a czas wolny spędzaliśmy na
Krupówkach gwarząc, oddychając górskim powietrzem i chłonąc jesienną aurę
Zakopanego.
Słońce wyszło dla nas symbolicznie… W drodze na Krzeptówki…
Zza chmur wyłonił się Giewont. Symbol Zakopanego, który pięknym widokiem
ukoronował naszą wyprawę. To był piękny czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz